Comparison of Nebulization and Pressurized Metered Dose Inhaler with a Spacer in Terms of Deposited Dose: Are We Speaking the Same Language?

Metoda pMDI z komorą inhalacyjną forsowana jest jako metoda z wyboru przy planowaniu terapii inhalacyjnej. Zdanie takie formułowane jest przez liczne gremia opiniotwórcze, jednak przy głębszej analizie okazuje się, że teza o prymacie pMDI+KI nad innymi metodami, w tym nad nebulizacją tkwi korzeniami głęboko w anachronicznej koncepcji leczenia  z wykorzystaniem dawek tabelarycznych, istniejących w oderwaniu od rzeczywistości klinicznej. Jak jednak wiadomo, rzeczywiste wartości dawek dostarczanych i deponowanych w drogach oddechowych są możliwe do oszacowania, pod warunkiem zastosowania precyzyjnego opisu sytuacji klinicznej z wykorzystaniem rzetelnych danych. W tym momencie porównanie „metody z wyboru” do nebulizacji może wywołać  konsternację: okazuje się bowiem, że w stosunku do metody pMDI oraz pMDI z KI nie są dostępne żadne wiarygodne dane technologiczne na temat cech sprzętu ani wytwarzanego aerozolu. Szczególnego podkreślenia wymaga fakt, ze o ile w przypadku nebulizacji certyfikacji podlega aerozol rzeczywiście docierający do dróg oddechowych pacjenta, to w przypadku pMDI+KI mamy do czynienia ze szczególna postacią „podwójnie ślepej próby”. Okazuje się bowiem, że nie tylko nie znamy cech produkowanego aerozolu pierwotnego, lecz ponadto dokonujemy istotnych zmian w jego strukturze poprzez gromadzenie go w komorze inhalacyjnej. Kardynalny fakt, że w metodzie pMDI+KI aerozol rzeczywiście docierający do dróg oddechowych pacjenta jest aerozolem wtórnie modyfikowanym skutecznie umyka uwadze gremiom opiniotwórczym.

 


Kliknij na obrazek, by pobrać plakat w formacie PDF

Przyjmijmy hipotetycznie, że głęboka niewiedza na temat struktury chmury aerozolu generowanego z pMDI, jak również indolencja w odniesieniu do próby opisu zjawisk towarzyszących zaleganiu aerozolu w komorze inhalacyjnej nie stoi w sprzeczności z naszym pojmowaniem rzetelności naukowej. Możemy w takiej sytuacji, wobec braku „twardych danych” wykorzystać – użyjmy tu eufemistycznego określenia –  „dane uprawdopodobnione”. Należą do nich w pierwszej kolejności straty inercyjne wynikające z impaktu strumienia opuszczającego dozownik ciśnieniowy na ścianie komory inhalacyjnej oraz zmiana wartości frakcji FPF aerozolu.  Podobnie jak w przypadku nebulizacji porównujemy również zdolność poboru reprezentowaną przez objętość oddechową pacjenta do objętości podaży, która w tym przypadku równa jest objętości komory inhalacyjnej. W licznych sytuacjach jeden wdech nie opróżnia komory inhalacyjnej a pozostający w niej aerozol podlega degradacji w funkcji czasu. Zjawisko to znane jest pod pojęciem czasu połowicznego zaniku aerozolu. Przy kolejnym wdechu pobierana jest analogiczna jak przy pierwszym porcja aerozolu, który jest zarówno bardziej zdegradowany, jak również mniej zagęszczony: wszak na miejsce pobranej porcji do komory wnika powietrze uzupełniające. Opisany schemat kalkulacji można stosować do  n-cykli poboru aerozolu śledząc spadki wartości kolejnych pobieranych dawek. W monecie osiągnięcia wyniku, przy którym nie ma statystycznej szansy na pobranie cząstek aerozolu z komory inhalacyjnej sumujemy dawki cząstkowe uzyskując dawkę dostarczoną. Głęboko wierząc w poprawność naszych spekulacji tyczących FPF określamy szacunkową dawkę deponowaną.

Zdaniem autorów nebulizacja jest metodą bardziej wartościową nie tylko z perspektywy „doktrynalnej”, z której jest bezsprzecznie metodą legitymująca się „twardymi” i certyfikowanymi parametrami. Ważniejsze wydaje się bowiem podejście pragmatyczne. Trudno bowiem pogodzić się z opinią ekspertów, że metoda, której do osiągnięcia dawki porównywalnej z nebulizacją należy spożytkować od 10 do 40 dawek z dozownika pMDI może być propagowana jako „metoda z wyboru” bez refleksji nad szerokim kontekstem jej stosowania.